O mnie

Gen italski

Italia sama mnie wybrała.
Zaczęła od makaronu, wiadomo - przez żołądek trafia się do serca.Najwidoczniej zawarła z Mamą jakiś tajny pakt, bo włoska pasta w moim rodzinnym domu obecna była zawsze.I bazylia.

Ale Italia potrafiła zarzucać sieci nie tylko bazyliowe.

Regularnie, gdy nie patrzyłam, podrzucała w domu grube, wielce intrygujące italskie księgi, traktujące o sztuce i architekturze. Ukradkiem zapełniała półki opasłymi albumami mistrzów włoskiego Renesansu, i jak gdyby nigdy nic, rozwieszała na ścianach reprodukcje ich dzieł.

- Mam dla ciebie “Piękną Ogrodniczkę” Rafaela. - mówiła bezgłośnie, nie spuszczając ze mnie oka. - Jak ci się podoba? (A mnie podobała się ramka.) No tak, wolisz “Damę z Łasiczką”... Trzeba było tak od razu mówić! - i westchnąwszy - Beh, se vuoi… - wieszała dzieło Leonarda.

O tym, że zawiesiła akurat Leonarda czy Rafaela, dowiadywałam się od Mamy, ale zbytnio się tym nie przejmowałam - przecież ONI byli tu od zawsze!

Podobnie nieszczególnie przejmowałam się - jeszcze wtedy - pełnymi harmonii projektami Witruwiusza czy Palladia, które uważałam za oczywistą oczywistość, składającą się na należące do Ojca, grubaśne księgi o architekturze.

Ja się nie przejmowałam, ale Ona, Italia, cierpliwie czekała.

Aż pewnego dnia uznała, że nadszedł TEN właściwy moment.

Wiedziała co robi, gdy na pierwszy ogień posłała swą najbardziej uwodzicielską postać, Wenecję.

- Popatrz - rzekła, rzucając niepostrzeżenie Urok Ostateczny - to jest Plac Świętego Marka i Pałac Dożów, a wszystko brodzi po kostki w morzu.
Tak brzmiało zaklęcie.

I wtedy Gen Italski uaktywnił mi się na dobre, zwłaszcza że widokom tramwajów wodnych, Ponte Rialto czy Ponte dei Sospiri towarzyszyły gustowne, dziewczęce włoskie ogrodniczki z jasnego dżinsu, które stały się moją drugą skórą - aż do chwili, gdy z nich wyrosłam (tylko Włosi potrafią wymyślać takie ciuchy!).

No cóż, trzeba żyć w zgodzie z przeznaczeniem.

Dlatego na piętnaste urodziny kupiłam sobie rozmówki polsko-włoskie i wraz z pierwszym włoskim zdaniem w moim życiu: “Abito a Roma”/Mieszkam w Rzymie - wzięłam kurs na Rzym.

W Rzymie niestety nie mieszkam (błąd!), ale mimo to sądzę, że wszystkie drogi i tak w końcu prowadzą do Rzymu.

Jednak każda-z-tych-dróg-do-Wiecznego-Miasta wiedzie przez wiele innych miejsc w Italii. Ale o tym już chyba wszyscy zdołaliśmy się przekonać. A jeśli nie, to tylko kwestia czasu. Dlatego wszelkie treści, na które tu się natkniecie, będą poświęcone całej Italii: jej wyrazistemu językowi, urokowi jej stylu życia i tworzenia, oraz jej niepowtarzalnemu pięknu. Czyli wszystkiemu temu, czemu nie może oprzeć się nasz fantastyczny Italski Gen - a sądzę, że ma go każdy z nas.

Liczę, że studia filologiczne, filozoficzne i architektoniczne, na które zaprowadziła mnie towarzysząca mi zawsze i wszędzie Italia, i które złożyły mi się pięknie w jedną całość - a widzę to dopiero z perspektywy czasu - pomogą mi stworzyć tu prawdziwą oazę dla wszystkich obdarzonych Italskim Genem.

Chciałabym - i zrobię wszystko - aby Wasz Italski Gen poczuł się tu jak ryba w wodzie.

A wy razem z nim.

Monika
P.S.
A jak Italia wybrata sobie Ciebie?